Kolejne zamówienie. Świetnie -handlowcy już liczą premie. Za to produkcja zaczyna narzekać, ale kto by się nimi przejmował – to dziwacy, którzy nie znają się na prowadzeniu biznesu. Wiecznie widzą problemy i spóźniają się z dostawami. Sztuką jest przecież sprzedać. Produkcja nie rozumie, że dostawców jest wielu.
Jak wielu z nas zna ten konflikt? Która ze stron ma rację?
Może jednak należałoby zapytać o to, co leży w interesie firmy?
Przyjrzyjmy się więc dlaczego niewdzięczna produkcja, tak często bywa niezadowolona z kolejnego zamówienia. Prześledzimy to z punktu widzenia przygotowania i planowania produkcji.
- Termin dostawy do klienta.
Miernik: OTD (On time Delivery).
Terminy deklarowane klientom powinny opierać się na minimum kilku przesłankach:
– potrzeby klienta,
– technologiczne czasy realizacji produkcji,
– dostępność maszyn i ludzi,
– OEE/Produktywność/MTBF/inne stosowane miary efektywności operacyjnej,
– kolejka pozostałych zleceń,
– potrzeby przygotowania produkcji.
- Dostępność Materiału i Kooperacji
Miernik: L/T dostaw.
Decyduje termin najpóźniejszej dostawy, jednak w złożonych przypadkach produkcji montażowej, każdy zapomniany element, każda zapomniana usługa malowania czy hartowania spowoduje katastrofę.
- Jakość
Miernik: dostępność legalizowanego sprzętu pomiarowego
O możliwościach zapewnienia zgodności wykonania wyrobu decyduje nie tylko sama dostępność i prawidłowy dobór technik i sprzętu pomiarowego, ale też jego legalizacja. Na etapie przygotowania zaawansowane procedury wymagają przygotowania Planów Kontroli. To jednak pracochłonne. Wymaga też wiedzy stałej kontroli rejestru sprzętu oraz, oczywiście, sprawdzenia wymagań klienta. Dodatkowo, jest to element, który potrafi mocno wpłynąć na rentowność wieloelementowego zamówienia.
- Dostępność narzędzi i przyrządów
Miernik: dostępność narzędzi obróbczych.
O stanach powinna decydować analiza Pareto narzędzi rotujących oraz przegląd narzędzi nietypowych zamawianych natychmiast, po otrzymaniu zamówienia.
Miernik, którego walidacja zbyt często odbywa się dopiero na produkcji. Wtedy jest już za późno. Szczególnie w przypadku nietypowych gwintów, ciasnych pasowań, długich wierteł. Jednak często to brak taniutkiego wiertła HSS lub płytki skrawającej zatrzyma nam proces o kilka dni i zniszczy napięty plan produkcji, zatrzymując cały ciąg maszyn.
Jak to bywa w praktyce?
Gdy pojawia się zlecenie zdarza się, że najpierw nie dzieje się nic. Kick off meeting nie wnosi dużo nowego. Terminy są na za trzy miesiące, więc maszyny wyglądają na dostępne, rysunki wydają się znajome, zleceń jeszcze nie ma, ryzyka szacuje się jako standardowe, dostawcy potwierdzili większość materiałów, z narzędziami nie powinno być problemu. Czas z przygotowaniem produkcji jest więc właściwie na moment dostawy materiału …
I to właśnie w tym miejscu zaczynają się obawy produkcji…
Sytuacja zaczyna bowiem przypominać trochę zawody sportowe rodem z Monty Pythona:
– sprinterzy nie reagują na strzał sędziego,
– albo każdy biegnie gdzie chce,
– pływacy toną po starcie,
– biegacze ze słabym pęcherzem przepadają w krzaczkach i toalecie.
Czyli najpierw niewiele się dzieje, żeby po chwili rozpocząć szaleńczą gonitwę z czasem, z brakami zdolności wytwórczych (capacity) własnych i poddostawców, z brakiem narzędzi i możliwości pomiarowych, albo wręcz zaczynamy produkcję od naprawy maszyn.
Jeśli do tego dodamy wątpliwości co do wymagań klienta (rysunki, opisy, specyfikacje), o które po prostu już wstyd zapytać, bo zbliża się termin wysyłki oraz opóźnienia lub wady w dostawach to mamy prawdziwego Monthy Pythona, gdzie nikt już nie wie, co jeszcze jest, a co powinno być priorytetem.
I w ogóle nie jest śmiesznie…
A nasi handlowcy ani teraz ani później nie dowiedzą się, że nie każde zlecenie produkcja jest zdolna zrealizować w dowolnym i oczekiwanym przez klienta czasie. Zobaczą jednak zawodników, którzy rozbiegli się we wszystkich kierunkach. Cele produkcji i sprzedaży nie pokrywają się.
Czego więc zabrało?
Oprócz typowo Lean’owego marnotrawstwa i błędów planowania/organizacji, ludziom brakuje informacji na temat:
– Obciążenia stanowisk i dostępnego capacity,
– Produktywności i marnotrawstwa w procesach,
– Wydajności i kosztów wykonania,
– Stanu, awaryjności i planu przeglądów maszyn,
– Dostępności narzędzi i planowanego ich zużycia.
Pracownicy potrzebują jasnych, mierzalnych celów i mierników, które ocenią ich wykonanie i dostarczą niezbędnych informacji innym uczestnikom procesu.
Dlatego zarówno w naszym jak i naszych pracowników interesie jest stosować mierniki. Ludzie tego oczekują, tak jak oczekują jasnych komunikatów:
– czym dysponuję, co mam i co mogę robić, – gdzie i czym robić, – kiedy skończyć, -za co zabrać się później, – komu zgłaszać problemy i potrzeby.
Gdy tak się nie dzieje proces zaczyna przypominać Zawody Monthy Pythona.
Mierniki procesów (KPI) są więc nierozerwalnie związane z naszymi oraz naszych klientów celami.
Żeby jednak mierniki faktycznie działały konieczna jest ich przemyślana i dopasowana do organizacji struktura oraz narzędzia pozwalające na zbieranie niezbędnych danych i pomiar.
Jak struktura mierników może wyglądać, jak zbierać dane, jak liczyć, prezentować i wykorzystywać mierniki (KPI) do angażowania pracowników do efektywnej pracy – o tym porozmawiamy już w kolejnych wpisach.
Trafna analiza, tak to właśnie często wygląda z tym bieganiem. Niekończące się opóźnienia i wypadki. Kończy się to zwalaniem na klienta (nietypowe zamówienia) lub właśnie produkcję.
Dziekuję za komentarz. To do czego chcę Panstwa sprowokować, to potraktowanie mierników jako narzędzia do zdefiniownia prawdziwych celów Waszych organizacji i przede wszystkim:
– celów Waszych klientów.
W kolejnych artykułach postaram się wykazać, że to co Większość firm stawia na piedestale – czyli zysk, jest wyłącznie efektem sukcesów, jakie odnoszą pracownicy Waszych firm.
Sukcesów, które to Państwo (w tym ja :)), jako liderzy, jesteście ZOBOWIĄZANI pomagać im odnosić…żeby wypracować zysk.
Wierzę, że czeka nas pełen ciekawych wyzwań, współpracy i zmian niosących sukces rok 🙂
…dlatego życzę wszystkim Wesołych i Spokojnych Świąt
oraz Nowego Roku, w którym zdefiniujemy wszystkie parametry sukcesu i je osiągniemy 🙂
Chciałem się podzielić swoimi doświadczeniami w odwiecznym konflikcie produkcja-sprzedaż. Wywodzę się ze sprzedaży,zarządzałem produkcją i przedsiębiorstwem i w swojej pracy menadzerskiej używam metafory łodzi podwodnej. Produkcja to jest maszynownia łodzi i sekcja torped. Sprzedaż to mostek z sonarem i peryskopem. Manadżerom produkcjii/operacji wiedza o rynku, złożoności procesów handlowych,sile konkurencji i w ogóle przewadze konkurencyjnej w żaden sposób nie jest potrzebna do wykonywania należycie swojej pracy czyli trzymając się metafory wiedza o tym czy morze jest wzburzone, czy jestesmy w zanurzeniu czy nie, co się dzieje na mostku nie jest wymagana do wykanania swoich zadań oficerom maszynowni czy torped. Natomiast ludziom od sprzedaży i zakupów znajomość uwarunkowań zakładu, problemów i ograniczeń, produktów i usług standardowych i tych extra konieczna jest do wykonywania swoich zadań, jak łaska Pańska do zbawienia. Przecież patrząc w persykop nie można podejmować właściwych decyzji o losie łodzi i jej załogi bez wiedzy czy silniki maszynowni chodzą pełną parą czy komory torped są uzbrojone itd. A we wszystkim kluczowe jest zrozumienie wspólnego losu,odpowiedzialności i wzajemne zaufanie oparte na wiedzy bez sporów o to kto odgrywa kluczową rolę w całym procesie.
Świetny komentarz – dziekuję:).
To najlepsze podsumowanie. Bez peryskopu i kapitana – czyli kontaktu z rynkiem i przywództwa, poplywamy do wypalenia paliwa, kręcąc sie w kółko jak szaleńcy z filmiku.
Jednak bez wiedzy o potencjale, dostępnych mocach i zasobach także pójdziemy na dno, przeciążając naszą “maszynownie” i marynarzy, jednocześnie będąc zawsze w niedoczasie i z torpedami wycelowanymi w zbyt wiele celów jednocześnie.
Organizacja to naczynia połączone, a każda maszyna potrzebuje pulpitu sterowniczego.
NIebawem porozmawiamy więc o dashbordach i miernikach z osobna.